poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Koniec żałoby


W zeszłym tygodniu spędziłem pięć dni w Szwecji. Żałuję, że nie mogłem tam zostać dłużej. Ilekroć na chwilę wyjadę z kraju, zastanawiam się, co tak naprawdę Polska może dać Europie. Naszą bogatą współczesną kulturę? A może naszych drogich zmarłych, których zasług i poświęcenia nikt obcy nigdy nie zrozumie? Czy możemy przekazać jej nasze skupienie na sobie? Nasz absolutny i nieoświecony egoizm?

Z coraz większym trudem rozumiem Polaków. Nie rozumiem, dlaczego bliższe nam są 96 nazwiska ofiar wypadku komunikacyjnego niż 200 tys. egzotycznych i zaledwie statystycznych ofiar trzęsienia ziemi w Haiti. Nie rozumiem, dlaczego gdy wrzenie rewolucyjne rozlało się po Egipcie i Maghrebie, media zastanawiały się, gdzie Polacy spędzą najbliższe wakacje. Nie rozumiem, dlaczego gorączkowo poszukiwaliśmy lokalnego kontekstu trzęsienia ziemi w Japonii i znaleźliśmy problem energii atomowej. Nie wierzę w naszą solidarność i współczucie, bo tak naprawdę staramy się uśmierzyć tylko własny ból - u nas o wolny Tybet i wolną Białoruś walczy się tylko po to, aby kontynuować polski mesjanizm.

Kilka dni po Smoleńsku spotkałem w eNeRDe młodą dziewczynę – studentkę bodajże kulturoznawstwa. Siedziała w barze całkowicie zdruzgotana. Dowiedziałem się, że właśnie wróciła z manifestacji pod krzyżem. Jak wyznała, wyjechała do Warszawy, aby oddać cześć prawdziwym patriotom. Rozgoryczona zastanawiała się, dlaczego inni Polacy nie postąpili tak jak ona. Odpowiedziałem, że ludzie różnie okazują żałobę, że nawet w tych, którzy od razu opowiadali sobie kawały smoleńskie, dostrzegam próby, aby w jakikolwiek sposób zatuszować w sobie autentyczną panikę. Zadała mi kilka pytań: Gdzie byłeś, kiedy Polska płakała? Czy możesz w ogóle nazwać się Polakiem, skoro ciebie pod krzyżem nie było? Co z ciebie za Polak?

Wkurwiłem się. Koledzy z Olsztyna, którzy wówczas do mnie przyjechali, musieli mnie siłą powstrzymywać przed rantem. Ale mówiłem i krzyczałem:

Jak śmiesz uważać, że jestem gorszym Polakiem od ciebie? Jak śmiesz w ogóle tak myśleć? Uczciwie pracowałem, usiłując otrząsnąć się z tego złego snu. Nie wiem, jaka Polska stała pod krzyżem, ale ja byłem w Polsce, która nie dała się ponieść fali żalu i niezrozumiałego przywiązania do ikon i bałwanów, do patriotycznych gestów, które tak naprawdę są prymitywne. Ubierasz patriotyzm w tak szlachetne barwy, jakby to, że jest się Polakiem, znaczyło, że jest się dobrym człowiekiem. W życiu nie mógłbym nazwać się patriotą.

Jak śmiesz mówić, że nie należę do was? Nic nie zrobiłem? Nie spędziłem lat na poznawaniu tego pięknego języka, który nadal mnie zadziwia, zaskakuje i uczy pokory? Nie pracowałem na rzecz społeczności? Nie wniosłem w to miasto żadnej wartości?

Okazuje się, że moją jedyną ojczyzną jest język polski. To trudna miłość. Widzę, co inni potrafią z nim zrobić i do jakich efektów dochodzą. Zdaję sobie sprawę, że nigdy nie będę w nim władał w takim stopniu jak inni, bo oni odkrywają w nim przestrzenie, które dla mnie na zawsze pozostaną zamknięte, bo oni precyzyjnie wydzierają ze mnie jakiś kawałek świata, który już nigdy nie będzie mój, którego nigdy nie oswoję i nie nazwę w swoim intymnym języku. Ale wiem, że tylko w tej mowie, która mnie nieustannie zawodzi i zdradza, będę czuł się jak w domu.

2 komentarze:

  1. Twoje spojrzenie na świat wciąż mnie zadziwia. Rewelacyjny tekst.
    Klon.

    OdpowiedzUsuń
  2. co to znaczy: powstrzymywać przed rantem?
    zwykły se czytelnik

    OdpowiedzUsuń