wtorek, 30 sierpnia 2011

Lato z Torunianami Pięciolecia

Jakiś czas temu „Teraz Toruń” ogłosił plebiscyt na Torunianina Pięciolecia. Szczerze mówiąc, nie wiem, jak się potoczyły losy tej letniej zabawy. Możliwe, że ktoś chodzi teraz po Toruniu w glorii zwycięzcy. Pozazdrościłem kolegom z konkurencji i postanowiłem zrobić ranking na Torunianina Pięciolecia. Swój wybór – rzecz jasna – ograniczyłem do ludzi zajmujących się kulturą. Więcej wśród nich działaczy niż artystów. Cóż, takie czasy dla miasta, że więcej pojawia się ciekawych inicjatyw kulturalnych niż dzieł.

Lucjan Broniewicz

Toruń z bólem i niedowierzaniem przyjął w maju wiadomość o śmierci wieloletniego dyrektora Planetarium. To postać, która zostawiła trwały ślad w tkance tego miasta. Prawdziwy wzór do naśladowania dla całego sektora pozarządowego zajmującego się kulturą w Polsce. Z niewielkiej fundacji w kilka lat stworzył samowystarczalną i przynoszącą zyski instytucję, którą sporadycznie dotowały samorządy. Planetarium stało się dzięki niemu mądrą wizytówką Torunia – nie kolejnym miejscem projekcji o kosmosie, ale placówką edukacyjną, której znakiem była oryginalność, innowacyjność i kreatywność. Toruń powinien upamiętnić tę postać – w sposób, który by oddawał twórczy duch kierowanej przez niego instytucji.

Iwona Kempa
Z jej precyzyjnie skrojonych spektakli w Teatrze Horzycy wychodzi się z wielką ulgą, że oto za chwilę znajdziemy się w bezpiecznym miejscu, w którym nic nie jest podszyte przeczuciem niedalekiej śmierci, partnerom życiowym można w pełni zaufać, rodzina jest najpewniejszą rzeczą w życiu, a świat jest miejscem przyjaznym. Podejrzewam, że ulubionym reżyserem dyrektor programowej toruńskiej sceny jest Ingmar Bergman, który dokonywał publicznej wiwisekcji na ciele spokojnych protestanckich Szwedów i własnym. Spektakle Kempy to maszyny do miażdżenia kości.

Zbigniew Lisowski

To było bardzo udane pięciolecie dla dyrektora Baja Pomorskiego. Teatrowi nie można niczego zarzucić od strony technicznej, zespół jest w dobrej formie, do Torunia przyjeżdżają ciekawi reżyserzy, rozwija się program edukacji teatralnej. Dzięki Lisowskiemu festiwal teatrów lalek Spotkania zdobył należny mu status i w tym momencie należy do najciekawszych zjawisk artystycznych w kraju. Bez wątpienia to zasługa potężnej europejskiej dotacji. Wypada mieć nadzieję, że tegoroczna edycja dorówna zeszłorocznej, która udowodniła, że Baj jest w stanie realizować ambitne międzynarodowe projekty teatralne.

Katarzyna Jaworska
Ale najbardziej dynamiczny rozwój ze wszystkich toruńskich festiwali odnotował Tofifest. W czerwcu czekało na nas spotkanie z wielką sztuką filmową – takich osobistości ze świata filmu nie widzieliśmy w tym mieście od czasu festiwalu Camerimage. Tofifest urzeka autorskim programem, w którym dominuje kino społecznie zaangażowane, niebojące się stawiania pytań trudnych, kontrowersyjnych, czasami bolesnych. Tak trzymać.

Romuald Pokojski
Ostatnia pięciolatka to był niezwykle ciężki czas dla szefa Teatru Wiczy. Najpierw pokonał ciężką chorobę. A gdy konflikt w toruńskiej kulturze przyjął rozmiary regularnej wojny, wygrał konkurs na koncepcję prowadzenia Gdańska w walce o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury - część torunian zarzuciła mu zdradę. Później jego zespół stracił miejsce do pokazywania spektakli i do dzisiaj nie ma lokalu. Wbrew temu Teatr Wiczy cały czas się rozwija: bierze udział w projektach kulturalnych związanych z polską prezydencją, a w niedzielę szykuję premierę widowiska przygotowanego z Norwegami. Dość dużo inicjatyw, jak na teatr, który jest praktycznie bezdomny.

Marcin Gładych

Trzy życzenia (Three Wishes) from Grzegorz Giedrys on Vimeo.

Ten fotografik, który w tym mieście nie przemieszkał nawet dekady, wywołał niezwykłe poruszenie. Najpierw zmusił aktorów, performerów, literatów i filmowców, aby zrobili z nim spektakl multimedialny na podstawie tekstów Leszka Kołakowskiego. Później zaczął produkować filmy - powstał krótki metraż na podstawie Rolanda Topora i kilka etiudek. Zrobił w końcu dokument "Hakerzy wolności", dzięki którym wielu torunian dowiedziało się o wielkiej akcji hakerskiej naukowców związanych z Solidarnością. Teraz robi "Panoptikon", który moim zdaniem zmieni zupełnie standardy robienia kina niezależnego w tym kraju. Moje życie z Gładychem jest tematem na osobną notkę.

Dariusz Kowalski

„Teraz Toruń” umieścił go w gronie oryginalnych kandydatów do tytułu. Nie sposób się z konkurencją nie zgodzić. Kowalski jest właścicielem osiedlowego pubu Pamela przy ul. Legionów. Ciężko sobie wyobrazić miny tych wszystkich znanych muzyków, gdy właśnie dostają zaproszenie do grania w lokalu o nazwie, która bardziej pasuje do solarium i burdelu niż do bluesrockowego klubu. Lista wykonawców, którzy pojawili się w tym miejscu, jest doprawdy imponująca. W tym momencie oferta koncertowa Pameli nawiązuje równorzędną rywalizację z niejedną knajpą ze Starówki. Do tego jeszcze pub zaczął rejestrować koncerty i wydawać je na CD, w planach ma kilka DVD, a moja maluteńka płytoteka winyli rozrasta się powoli o czarne single. Pub Pamela mógłby zapisać się w historii swojego osiedla jako dość zgrzebny lokalik z darmowym grillem i tanim specjalem, ale stał się niezwykle ważnym miejscem na muzycznej mapie miasta.

Jan Świerkowski
Pamiętam, że z nieukrywaną rezerwą traktowałem pierwsze doniesienia o Instytucie B61 – spektaklu w estetyce s-f z lat 70., który miał się odbyć w zimnym Forcie IV. Później żałowałem, że nie mogłem widzieć pierwszej edycji imprezy, która z odsłony na odsłonę starała się zredefiniować przestrzeń w doskonale rozpoznanym mieście. Najlepiej wspominam Instytut w Starym Browarze – myślałem wtedy, że gdyby radni nie wycofali się z finansowania Kombinatu Artystycznego, to miejsce należałoby do torunian, a tak powoli niszczeje na naszych oczach. Cała ta zabawa w campową stylistykę z filmów klasy B to dzieło Jana Świerkowskiego, doktoranta toruńskiej astronomii, którego z tego miejsca chciałbym serdecznie pozdrowić.

Tomasz Cebo

Nie przesadzę, że w jakimś sensie młoda toruńska kultura ma twarz Tomasza Cebo. Za jego sprawą podupadający klub NRD przy ul. Browarnej stał się artystycznym centrum, które nadal skupia wokół siebie didżejów, plastyków, filmowców, muzyków. I choć czasami może się wydawać, że skończył się żar rewolucyjny, klub osiągnął swoją małą stabilizację i rozstał się z częścią swojego dworu, to miejsce nieustannie mnie zaskakuje. Cieszę się, że ruszyła wreszcie sprawa NRD Records, w którym powstaje coraz więcej demówek toruńskich zespołów. W tym małym studiu na poddaszu klubu, gdzie zdemolowałem nieopacznie obrotowe superdrogie krzesło, powstał ten cover zespołu Little Dragon w wykonaniu Mai Koman.

3 komentarze:

  1. Grzesiu ...pierdolisz
    ludzi kultury nie widać i nie słychać - naucz się słuchać pokornych !

    OdpowiedzUsuń