czwartek, 5 kwietnia 2012

Majowy Buum Poetycki nie żyje



W środę dowiedziałem się, że nie odbędzie się XIII Majowy Buum Poetycki w Toruniu. Organizator, czyli klub Od Nowa, będzie zamknięty z powodu remontu i na dodatek nie udało mu się zdobyć pieniędzy na festiwal, nawet na lżejszą plenerową wersję.

To ostatecznie przypieczętowuje koniec literatury w tym mieście. Zostanie tylko chujowy Festiwal Książki, na którym swoje trzy najnowsze powieści co roku będzie promował Janusz Leon Wiśniewski, i Wolny Rynek Poetycki, który jest bardziej miłym spotkaniem towarzyskim niż poważną imprezą literacką.

Bez Majowego Buumu Poetyckiego, który wymyślili Miłka Malzahn, Waldek Ślefarski i Maurycy Męczekalski, nie byłoby zapewne „Undergruntu”, kilku istotnych debiutów literackich i zapewne rzeszy poetów, którym imponowali panowie i panie trzymający w drżących dłoniach wydruki swoich wierszy. Wielu torunian nie związałoby swojego życia ze sztuką.

Zabijanie Buumu było długim procesem. Najpierw odbyło się mordowanie pisma „Undergrunt”, które miałem przyjemność zakładać z przyjaciółmi z Olsztyna. Być może byliśmy zbyt naiwni: niepotrzebnie wydawaliśmy pismo w książkowym formacie, publikowaliśmy zbiory wierszy, mieliśmy przyzwoitą dystrybucję i organizowaliśmy spotkania literackie w Piwnicy Pod Aniołem, Od Nowie, Domu Muz i Dworze Artusa. Być może to było samobójstwo, kiedy przed 12 laty sprzedawaliśmy książki i pismo po 5 zł, dołączyliśmy do niego płyty, a to wszystko za dotacje rzędu 3 tys. zł za numer. W pewnym momencie, gdy aplikowaliśmy o 20 tys. zł, co nawet wówczas nie wydawało się zbyt wygórowanym żądaniem, otrzymaliśmy odpowiedź od Grzegorza Grabowskiego, wtedy szefa toruńskiej kultury: „Przykro mi, dostaniecie tylko 8 tys. zł. Poradzicie sobie, znajdziecie sponsorów”. W tym mieście kurwa klub żużlowy czasami nie może znaleźć sobie sponsora, ale za to pismo studenckie odkryje w torunianach nowe pokłady czystej filantropii.

Urzędnicy od kultury zabili pismo, nikt nie mówił o toruńskiej literaturze po Empikach i miejscowych klubach i ludzie po prostu przestali przychodzić na Buum. Najpierw były tłumy. Paweł Dunin-Wąsowicz na pytanie dziennikarki TVP, czy młoda literatura polska jest popularna, odwrócił się bez słowa i wskazał tłum toruńskich studentów za swoimi plecami. Pod koniec rzadko się zdarzało, aby duża sala Od Nowy w czasie finałowego koncertu nie świeciła pustkami.

Młodych torunian i studentów nie kusiły sezonowe gwiazdki polskiej literatury ani jej wielkie nazwiska. Nie sposób dogodzić lokalnej publiczności – nieważne, że pojawiają się autorzy świeżo nominowani do Nike albo zwycięzcy Paszportów Polityki. To zdecydowanie za mały pretekst. Nawet, kurwa, deszcz, który zalał w zeszłym roku całe juwenalia, nie przekonał studentów, aby wybrali ciche i suche miejsce niedaleko poezji.

Do zabicia Buumu potrzeba było tylko kilku rzeczy. To ostatni festiwal Od Nowy w roku akademickim, na który zostawały skrawki budżetu. I nieważne, czy byłeś debiutantem, menelem czy absolutną doskonałością, występowałeś za 500 zł bez dojazdu. To wstyd, żeby literaci pracowali za tak śmieszne pieniądze.

Dupy dała toruńska polonistyka, ale nie spodziewałem się niczego wielkiego po studentach i wykładowcach ze szkoły, w której nauka literatury najnowszej kończy się na Białoszewskim, w której na zajęciach z teorii literatury dominującą myślą jest strukturalizm i fenomenologia. Nie sądzę, aby nauczyciele akademiccy choć słowem zająknęli, że w Od Nowie odbywa się Buum. Generalnie na spotkaniach pojawiali się jedynie Aleksander Madyda, Paweł Tański i Artur Duda. Reszty nie widziałem. Nie zaszczycali nas obecnością książęta toruńskiej poezji: Janusz Kryszak i Krzysztof Ćwikliński. W Od Nowie próżno było szukać Radosława Siomy, redaktora naczelnego „Teki” - jedynego pisma literackiego w Polsce, które upadło z lenistwa. Nie widziałem Joanny Bielskiej-Krawczyk, Wacława Lewandowskiego, Macieja Wróblewskiego, Rafała Moczkodana i pozostałych aktywnych miejscowych publicystów. Nie pojawił się nikt z „Kwartalnika Artystycznego” i „Przeglądu Artystyczno-Literackiego”.

Nie było też Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w Toruniu, bo cały czas gorączkowo przeżywało okres formacji. Ze spotkań, na których mobilizowali się związkowcy, zapamiętałem tylko rozpaczliwe pijaństwo przed południem i gorące rozmowy o organizacji biura, w którym koniecznie musiałby być faks, jakby kurwa dalej były lata 80.

Z mediów – oprócz patronackich – liczyć można było jedynie na Radio PiK, które zawsze z wielką klasą przygotowywało relacje z imprezy. Żaden dziennikarz lokalnej telewizji nie dosiadał się do Bohdana Zadury albo Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, aby na wspólnym zdjęciu zrobionym chyłkiem wyglądali jak para starych dobrych przyjaciół. Fotoreporterzy nie kładli się w poszukiwaniu idealnego kadru przed Martą Podgórnik, Mariuszem Sieniewiczem, Jurijem Andruchowyczem i Tarasem Prochaśko.

To była dobra impreza, wyznaczyła w pewnym momencie standard festiwali literackich w kraju. Nikt na początku nie zastanawiał się, dlaczego Buum wędruje sobie po kolejnych tygodniach maja, dopasowując się – na wyraźne życzenie wielu gości - do targów książki w Warszawie. I dlaczego wykonawcy, aby zagrać w maju w Od Nowie, odwołują swoje wiosenne toruńskie koncerty w innych klubach.

Po kilku zmianach organizatorów festiwal odsłonił wiele swoich mankamentów. Środowisko zamarło i ludzie przestali przychodzić do Od Nowy na literaturę, trzeba było więc wymyślić kilka sposobów, aby uratować tę imprezę od pustki: wiązać ją z juwenaliami, program nasycać elementami, które dla pierwszych organizatorów wydałyby się czymś zupełnie niedorzecznym. Pierwsza prowadzona przeze mnie edycja tylko w jednym aspekcie przywracała Buum do lat świetności – byli widzowie. Festiwal jednak stracił swoją tożsamość i przepadł w programie juwenaliów, tak że później nawet wszechstronne zabiegi profrekwencyjne nie były w stanie nic z niego ocalić.

Gdy kończył się zeszłoroczny Buum, myślałem, że to jest jego ostatnia edycja, że to więcej nie ma sensu, że nie ma dla kogo. To było 12 dobrych lat, za które dziękuję Od Nowie, Miłce Malzahn, Waldkowi Ślefarskiemu, Mariuszowi Gajkowskiemu, Marcinowi Jurzyście i Szymonowi Szwarcowi.

Pora zacząć Jeeb.

3 komentarze:

  1. Cóż, szkoda, byłem prawie na wszystkich bumach. Faktycznie się widziało jego agonię.
    (A czasy Undergruntu zawsze wspominam z łezką w oku ;-) )

    OdpowiedzUsuń
  2. To niemożliwe, chyba się poryczę! Czy to nie ma związku tylko i wyłącznie z przebudową Odnowy? Czy w przyszłym roku Buum nie wystrzeli na nowo w nowych wnętrzach?

    OdpowiedzUsuń
  3. Och, nie mam fejsa, więc tutaj mogę i co nieco od siebie. Na tę sytuację złożyło się kilka rzeczy, o których wszystkim nie do końca wiadomo - wiadomo, chodzi o kasę, to raz, chodzi o władzę, to dwa, trzy - chodzi o wizję - i tu zgadzam się, że festiwal sukcesywnie tracił moc kulturotwórczą na rzecz nieudolnych prób przebicia się do mediów lub do szerszej publiczności za pomocą środków właściwych festiwalom, w których programie mogą się pojawić rzeczywiście "gwiazdy". I wbrew temu, co mogą sądzić niektórzy, zdaję sobie doskonale sprawę ze specyfiki tego typu festiwali. Na tym punkcie chciałbym się skupić, bo uważam, że nie da się tego zrobić "tymi" środkami, tj. zapraszaniem Świetlickiego, Tymańskiego, Konja - z całym szacunkiem, ale nie o to tutaj chodzi. Nie chodzi też o umieszczanie reklamy w "Neewsweeku" czy innym ogólnopolskim piśmie. Nie chodzi o 1000zł nagrody na slamie. Ostatni festiwal starałem się zrobić jeszcze po myśli dawnych jego organizatorów - miałem pomysł, dość awangardowy, chciałem przyciągnąć publiczność synkretycznym programem, co w Toruniu się nie sprawdziło. Jedni płakali, inni byli zażenowani, jeszcze inni zachwyceni - standard, tylko w pomniejszonej skali, dlatego tak łatwo jest się czepiać. Z moich obserwacji wynika także, że i marka festiwalu nie jest w rzeczywistości taka, jaką chcą ją widzieć, czy to Ty, Grzesiu, czy "Od Nowa". Ta marka opierała się na ludziach i tym, co niegdyś współtworzyli, teraz to jest już historia. Marka jest, ale jest niewydolna. Czy życie literackie na tym ucierpi? Na pewno zabraknie czegoś w kulturalnym programie miasta, ale i tak miasto ma Buum, za przeproszeniem, w Duupie. Jestem pewien zaś, że zabraknie na czas tylko jakiś (krótki albo i wcale, ha!). Dla ludzi, którzy współtworzyli ten festiwal, byli tam, widzieli, słyszeli i czuli to "coś", Buum będzie pięknym wspomnieniem. Jest takich trochę. Sam mam zarejestrowanych w pamięci wiele wspaniałych momentów z "Od Nowy" czy z innych miejsc, w których się później bywało i lało czy nie lało tę gorzałę w gardło, chociaż raczej lało, nie o tym przecież. Zmiany zaszły, tylko jeszcze ich wyraźnie nie widać. Undergrunt nie żyje, Buum nie żyje, wydaje mi się, że atmosfera jest już wystarczająco oczyszczona, żeby wreszcie zająć się czymś nowym i adekwatnym do czasu, ludzi, którzy w tym czasie mogą chłonąć i współtworzyć, wreszcie, zrzucić jarzmo tego mitu. To nawet nie jest pora na zrobienie czegoś nowego, wystarczy się rozejrzeć, to nowe już jest. Dziękuję, s.s.

    OdpowiedzUsuń