piątek, 20 kwietnia 2012

Miasto, które ją zawiodło

Znakomity blog literacki ArtPubKultura poprosił mnie o wskazanie swoich ulubionych wierszy. Chciałem dziś napisać coś o Młodych Socjalistach, menelach ze Starówki i Pampelunie, ale zrobię repost i wkleję fragment swojej odpowiedzi na ich kwestionariusz.



1.
-36,6°C

Opowiadałaś mi, że gdy wzdłuż kręgosłupa przebiega dreszcz, to dusza zmarłego przechodzi przez ciało. Aniu, płynie przeze mnie rzeka śmierci.
O tej porze roku bezdomni bawią się w ciepło-zimno. Jest trzecia w nocy i wszystko mi podpowiada: „Połóż się na tym szkliwie. Jest gotowe na przyjęcie twojego ciepła. A kiedy rzeczy wokół ciebie staną się doskonałe, przyjdzie sen tak delikatny, że będziesz bał się oddychać, byleby tylko go nie spłoszyć. I przez sen przejdą mężczyźni z zajęczymi wargami i dzieci, które swoje wodogłowie noszą w rozstępach na piersiach matek. Stare kobiety usiądą ci na kolanach, włożą do gardła język i urodzą trochę czerwonych i żółtych liści”.
Budzą mnie przegryzione wargi. Są gliną, którą mróz spaja w spękane naczynie. Za ogrodzeniem sąsiadów tworzy się jednia psa i chodnika. -36,6°C krąży we mnie jak pęcherzyk powietrza. Spocone palce przymarzają do klucza.

Czasami zdarza się, że ludzie piją. Najczęściej zdarza się to w okolicach weekendu. W weekendy generalnie pije się najlepiej. Najlepiej pije się w piątki, bo można spisać na straty soboty i przeżyć niedziele jako ssak naczelny, kiedy ciało się nie rozszczelnia, kiedy światło lampki nie przypomina cytryny wyciśniętej prosto w oczy.
To był piątek i Olsztyn. W Olsztynie piątki spędza się w oczywisty sposób. Spotkanie było długie i bardzo zimowe, a taksówka zamieniła się beztrosko w trzy szybkie wściekłe psy przy barze. Olsztynianie to naród piątkowych ryzykantów.
Było miło, dopóki nie nadeszła pora wymiany numerów telefonów. Było miło, dopóki nie okazało się, że polski to jednak twój drugi język. I trzeba było wyjść, zostawić wszystkie niegościnne miejsca za sobą, wyjść na mróz, który ścinał wszystkie myśli. I gdy tak szedłeś, rozśmieszając swoimi kolejnymi potknięciami operatorów miejskiego monitoringu, myślałeś, że bezdomni o tej porze roku bawią się w ciepło-zimno, że ciała przymarzają do przedmiotów, a stare kobiety są stare. I rzeczywiście, na chodniku wszystko ci mówiło: „Zbierz siły, ustaw komórkę na pięciominutową drzemkę, będzie ci lepiej, szybciej wrócisz do domu”. Jeszcze pięć minut, mamo.

2.
Z kronik kryminalnych

Utonie i żadna wodoodporna maskara jej nie pomoże.
List w koszuli lekko uwiera w pierś. Pisała piórem.
Specjalnie. Tylko jedno zdanie długopisem.
Nie daliście mi ani jednego powodu, bym została.

Teraz na moście widzi wszystko dokładniej. Ma dziesięć lat.
Nożem wymierza odległość między żebrami. Albo później.
Żyletki ojca leżą nieco wyżej niż sięga jej wzrok.
Winą za pierwsze sprucie skóry obarczy kota.

Wiatr strąca z niej ostatnie słowa, ubiera w szelesty,
fałduje rzekę. Długie, przetłuszczone włosy splotą się
w locie w warkocz. Spopieleją w pamięci surowe
twarze bliskich. Dziecko w niej pokryje zamsz.

Media są bezlitosne dla ofiar. Gdy pechowego montera porazi prąd, portale podadzą w tytule, że „zamknął obwód”. Gdy pechowy kierowca zabił się o 19.25, napiszą, że nie doczekał >Wiadomości<”. Samobójca nie ma na ogół szans, aby dostać się na dobry czas antenowy, main topic na popularnym portalu, papierową jedynkę, bo to niewychowawcze pisać o samobójcach.
Statystycznie 10 dni po każdej głośnej śmierci samobójczej po kraju – w niektórych wypadkach nawet po całym świecie - rozlewa się fala samobójstw. Dlatego na ten temat lepiej codziennie się nie wypowiadać. Służby prasowe policji informują o znalezieniu zwłok i wstępnie wykluczają udział osób trzecich. A prasa musi działać zgodnie z kodeksem. Nie wolno kojarzyć miejsc takich jak np. mosty, wiadukty, przejścia kolejowe, lasy z samobójstwami. Nie wolno zamieszczać fotografii ofiary i jej listu pożegnalnego, podawać metody samobójstwa, mówić: „To była udana próba samobójcza”. Gloryfikowanie próby samobójczej jest niedopuszczalne np. sugerowanie, że prokurator wojskowy chciał ocalić honor munduru, strzelając sobie w głowę.
Ale akurat o tej śmierci milczały kroniki kryminalne. Nawet gdyby przedostała się do prasy, wszystko w niej wyglądałoby inaczej. To nie był most, ale wiadukt kolejowy przed stacją Toruń Miasto. Nie było skoczka, była przerażona dwudziestolatka, która rzuciła się pod leniwie sunący po torach pociąg relacji Malbork – Toruń Główny. Nie ma gorszej śmierci od tej na torach. Przy niej inne samobójstwa przypominają półśrodki. Jest rozczłonkowane i zmiażdżone ciało, nikt nie odetnie pętli, nie rzuci się do wody, nie zatamuje krwotoku, nie wywoła wymiotów. Dlatego musiałem sobie tę dwudziestolatkę wyobrazić w innym miejscu – gdy z triumfem i zażenowaniem z barierki mostu im. Piłsudskiego w Toruniu patrzy na miasto, które ją zawiodło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz