piątek, 31 sierpnia 2012

Zabawy z bronią



W sobotę w Kontrapunkcie muzykę będą serwowali fotograficy: Jacek Chmielewski i Zbigniew Filipiak. Współczuję im serdecznie i jednocześnie zazdroszczę. Impreza, w której amatorzy biorą się za didżejkę, może być sposobem na uratowanie tego dogasającego miejsca.

Nie mam żadnych doświadczeń didżejskich. Przypomina mi się za to sytuacja z klasowej dyskoteki. Zapewne z mojej strony nie jest to zbyt rozsądne, aby się dzielić z Wami tą historią, ale i tak ją opowiem. Nie da się zrobić dyskoteki bez głośników odpowiedniej mocy. Moje stare duże głośniki zostały na zawsze w salce prób w zamian za rozwaloną w drzazgi perkusję jednego z punkowych zespołów.

Kolega wpadł na pomysł, że pożyczy sprzęt od pewnego kumpla. W autobusie mówił, żebym uważał na słowa w jego towarzystwie. Koleś był szesnastoletnim chłopcem na posyłki miejscowych gangsterów, jego garaż zamienił się w małą dziuplę, kwadrat stał się przechowalnią rozmaitych fantów. On ubezpieczał tyły, kołował sprzęt, zajmował się drobną paserką, przekazywał wiadomości między zwaśnionymi grupami, dzięki czemu wiedział w przybliżeniu, komu groził wjazd na chatę.

Do tego wieczora nikt z nas do tych opowieści nie podchodził poważnie. Gdy weszliśmy do jego domu, od razu wyciągnął broń zza paska i przyłożył mi do głowy. Mogłem z siebie wydusić jedynie: „Nigdy nie mierz do człowieka”. Wybaczcie, ale w takich sytuacjach powtarza się hasła z dzieciństwa. Koleś zaśmiał się w głos, przyłożył sobie pistolet do skroni i nacisnął spust. Klik. „A mówiłem, że nienaładowany?” - powiedział wesoło.

Pistolet był prawdziwy. Jakaś wielokrotnie przerabiana podróba browninga. Lufa pachniała smarem, wszelkie numery były starte. Zaczęliśmy się bawić. Odbezpieczaliśmy i zabezpieczaliśmy, wypuszczaliśmy sobie do ręki magazynek. Pochylaliśmy broń jak na amerykańskich filmach. Zabawa byłaby pewnie dalej przepyszna, dopóki mój kolega nie włożył magazynka odwrotnie – z jednej strony magazynka była mała dziurka na iglicę, z drugiej był zaś kawałek metalu. Usłyszeliśmy „klik”. Ale to był „klik” mówiący, że wchodzimy właśnie do świata pełnego strachu i bólu.

Kolega potrząsnął podróbą browninga i pistolet zagrzechotał jak zepsuta dziecięca zabawka. Potrząsnął na wszelki wypadek jeszcze kilka razy i coś z niego wypadło. Wprost na megakiczowaty pluszowo-perski dywan, ozdobę typowego burżujskiego gargamela z olsztyńskich Brzezin. Właściciel broni nie okazał się właścicielem broni - jak to mówią policjanci. „Ja pierdolę, dzisiaj to przywiozłem od rusznikarza. Jestem trupem”.

Padliśmy na kolana. Trzech szesnastolatków na perskiej dumie pani domu - w poszukiwaniu kurewsko małej części, która wypadła z podłej podróby browninga należącego do olsztyńskiej mutacji Kiełbasy. „Najgorsze jest to, że nawet nie wiemy, czego szukamy” - próbowałem rozładować napięcie.

No i oczywiście nie znaleźliśmy. Chłopak na posyłki dzielnych chłopaków z miasta był na tyle honorowy, że pożyczył nam głośniki na dyskotekę. Zabrał się z nami i z tą felerną bronią do szkoły. No i za każdym razem kiedy nie podobała nam się piosenka. groziliśmy didżejowi pistoletem. Nie tłumaczyliśmy, że najważniejsza część tego browninga spoczywa w puszystym dywanie, który z rozpaczliwą pieczołowitością kilka razy w tygodniu czesze mama nastoletniej nadziei toruńskiego podziemia.

Machaliśmy pistoletem i leciał Włochaty, Guernica y Luno, poszło coś nawet Bunkra i Garbatych Aniołków. Szesnastolatki z naszej klasy, które w końcu mogły się umalować i przyjść na obcasach do szkoły, bawiły się źle. Ale myśmy woleli takie tam olszyńskie życie na krawędzi.

Nasza akcja dziś wylądowałaby jako pierwszy news w Faktach. Panowie z TVN-u otoczyliby boisko liceum żółtą „Uwagą”, a w tle wielkiej dyskusji o złej młodzieży pojawiłyby się gnojki z klubowymi szalikami wpatrujące się w kamerę tak, jakby miał zaraz wylecieć z niej ptaszek.

Jacek i Zbyszek będą didżejami w sobotę. Jeden z nich włączy pewnie niejeden raz „Dear Prudence”, drugi zaś będzie przesiąknięty do szpiku koncertem Krystyny Prońko. Zapewne przyjdę.

Panowie, bądźcie spokojni, czasy, w których na dyskoteki chodziło się z pistoletem i z pistoletem negocjowało się setlisty z didżejami, uważam za zamknięte.

1 komentarz: