wtorek, 6 listopada 2012

Toruń wyleczy cię z obstrukcji

W Toruniu działa nowa Rada Działalności Porządku Publicznego, a w niej działa grono sensownych osób. Rada zaczęła działać jakieś trzy tygodnie temu, ale miałem laga. Więc sorry. Rada zadziałała w czterech grupach roboczych. Jedna z nich pracowała w grupie pod nazwą „strategia rozwoju kultury”, a jej działaniom – co zapewne nie jest bez znaczenia - przewodził Zbigniew Derkowski, dyrektor wydziału kultury w Urzędzie Miasta Torunia.

Podgrupa zasugerowała, że w mieście powinny powstać nowe inicjatywy realizujące hasła: „Toruń stolicą muzyki pokoju”, „Tydzień dialogu powiązanego z dniami kultury żydowskiej”, „Zlot turystów wodnych z miast hanzeatyckich”. Od hasła „Toruń – miastem ptaków” nic mnie tak nie rozbawiło.

Toruń nie jest miastem pokoju, bo dwie ostatnie wojny niemal nie naruszyły zabytkowej tkanki tego miasta. Toruń nie jest Hiroshimą ani Nagasaki, powstańczą Warszawą i Wolnym Miastem Gdańskiem, nie jest Dreznem, Tokio, Guerniką, Berlinem, Locarno, Jerozolimą. Dwa pokoje toruńskie nie mają znaczenia.

Dwa Pokoje to kiedyś była taka knajpa, do której nie chodziłem, bo byłem za mało fajny.

Co to jest muzyka pokoju? John Lennon, za którego chór skanduje „Give peace a chance!”? Neil Young śpiewający o rockowaniu w wolnym świecie? A może ta piosenka w wykonaniu bezsprzecznie najbrzydszego zespołu na świecie?



I co ci wszyscy wspaniali ludzie mają wspólnego z Toruniem? A co wspólnego z pokojem mają nasze znakomitości? Czy Republika swoje zimnowojenne dystopijne wizje poświęcała pokojowi na świecie? Czy piosenki Rejestracji zdradzały troskę o pokój między mocarstwami? A może to Kobranocka śpiewała na cześć zrównoważonego rozwoju?

Niewykluczone, że w tej rekomendacji maczała palce Fundacja Boryna - od kilku lat jej działacze chcą zaprosić do nas japońskiego muzyka Kitaro, który z wszystkich wartości świata tego upodobał sobie najbardziej pokój. Ta organizacja utrzymuje się głównie ze sprzedaży płyt. Jedną z nich reklamuje tak:

Lecznicza seria SONGAIA powstała na podstawie systemu leczenia dźwiękiem SONAGAIA SOUND. Son - dźwięk; gaia - ziemia. Dźwięki ziemi. Badania nad dźwiękiem ukazują zbieżność między oktawami częstotliwości dźwięku, kolorów, oraz atomowym ciężarem pierwiastków i funkcjonowaniem ludzkiego organizmu. Jeśli jesteśmy zdrowi, nasz organizm posiada równowagę pierwiastków i częstotliwości wymaganych dla życia oraz pełen zestaw tonów. Choroba natomiast ujawnia się poprzez brak określonych tonacji. Terapia polega na wprowadzeniu brakujących tonacji, odpowiadających konkretnym schorzeniom.

No i fundacja na czterech płytach wprowadza w pacjenta tonacje odpowiadające takim dolegliwościom jak m.in. choroby układu oddechowego, serca, oczy, uszy, cukrzyca, stwardnienie rozsiane, reumatyzm, alergia, nadciśnienie, bezsenność, białaczka.

Na miejscu sponsorów i miejskich patronów poważnie zastanowiłbym się, czy warto współpracować z partnerem, który nudnawą muzyką zwalcza śmiertelne choroby.

Sprawa mogłaby się ponadto skończyć malowniczym międzynarodowym skandalem, gdy taki Kitaro – po wysłuchaniu płyty na rozmaite dyspepsje i obstrukcje - uderzyłby w brązową nutę:


Mamy jeszcze tydzień dialogu – zapewne międzykulturowego – w połączeniu z dniami kultury żydowskiej. Tydzień dialogu to mało. Dlaczego nie miesiąc, kwartał albo wręcz cały rok?

Cóż, w Toruniu były tylko dwie kultury: polska i niemiecka. Żydzi nie lubili tego miejsca. Niechętnie tu żyli i równie niechętnie umierali, co widać po pozostałościach po żydowskich nekropoliach. Urodził się tu wprawdzie jeden z pionierów syjonizmu, ale wie o tym zaledwie garstka torunian, kilku badaczy, wikipedystów i samych syjonistów. Żydzi też raczej niespecjalnie pielgrzymują do nas z tego powodu. Jest teraz u nas szkoła filologii hebrajskiej, która powstała u nas, bo znalazły się fundusze europejskie. Jej kulturowe oddziaływanie na miasto jest po prostu znikome.

No i hasło „Zlot turystów wodnych z miast hanzeatyckich”. Tu czuć wyraźną interwencję opiekuna grupy. Rozumiem oczywiście, że turyści wodni z miast hanzeatyckich zostaną na lądzie, bo wandy i łódeczki generalnie mogą pływać tylko między mostami, poziom Wisły jest mizerny, basenu na Bażyńskich nie ma, a w Wodniku nie popluska się żaden przypadkowy torunianin.

Zapewne będzie szamka i pochlaj. Ktoś odkurzy gitarę, ktoś zaryczy „Hej, na umrzyka skrzyni”, a daleki wiatr znad morza przyprowadzi do nas zapach ozonu z najtęższych atlantyckich sztormów.